Jak wiele jeszcze o mnie nie wiecie

Jak wiele jeszcze o mnie nie wiecie

Julia Pośnik - piosenkarka, kompozytorka, TikTokerka

Jest absolutnie pewna swojego talentu. I słusznie. Za Julią Pośnik nie stoi żadna wytwórnia muzyczna, żaden PR-owiec. Na wszystko zapracowała sama. W 2020 roku zdradziła: „Zakochałam się w nieznajomym”. Ale to rozgrzewka. Najlepsze dopiero przed nami.

Jak się masz?
Dobrze, w biegu. Byłam na lekcji śpiewu, a potem biegłam do domu, żeby zdążyć na naszą rozmowę.

Cały rok był dla ciebie dobry?
Tak, absolutnie. Nawet dzisiaj się nad tym zastanawiałam – 2020 był dla mnie bardzo pozytywny, mimo że wielu ludzi uznaje go za tragiczny, depresyjny. Rozwinęłam się, rozwinęłam karierę, był to najbardziej pracowity i progresywny rok.

Rozmawiałam w ciągu ostatnich miesięcy z wieloma muzykami z Polski czy zagranicy. Wszystkim doskwierał lockdown, brak możliwości spotkań z ludźmi, wymiany energii. Ty masz całkiem inne wrażenia. A były jakieś marzenia i plany, które chciałaś zrealizować w 2020, ale przez pandemię musiałaś je odłożyć?
Jeszcze rok temu cała moja kariera opierała się na internecie, więc zupełnie inaczej niż w przypadku muzyków koncertujących od lat. Lockdown nie przeszkodził więc w niczym, bo kontakt w sieci nadal utrzymywałam z obserwatorami, jak było to przedtem. To tak jak z internetową przyjaźnią – nie trzeba się widzieć, żeby czuć, że jest prawdziwa i żywa. Miałam też sporo czasu, żeby skupić się na budowaniu siebie, robieniu rachunku sumienia, przekonaniu się, co mi służy, a co nie. Udało mi się znaleźć odpowiednich ludzi i stworzyć świetny team. To wszystko rozgrzewka przed 2021 rokiem. To, że spędzałam mnóstwo czasu w domu, nie miałam rozproszeń pod postacią imprez, wychodzenia, intensywnie trenowałam śpiew, pianino – złożyło się na samorozwój i samodyscyplinę. Moje domowe środowisko miało kojarzyć mi się nie tylko z odpoczynkiem, ale być też przestrzenią do pracy.

A łatwo jest oddzielić miejsce wypoczynku od miejsca pracy, jeśli pracujesz w domu?
Miałam z tym lekki problem. Niedawno zaczęłam się temu przyglądać. Mam świadomość, że tyle, ile włożę w moją pracę, tyle będę z niej miała. Ale to system 24/7. W pewnym momencie dostrzegłam więc, że ja z tej pracy „nie wychodzę”. Najczęściej wyglądało to tak, że przez miesiąc intensywnie pracowałam nie skupiając się na niczym innym. A potem przez tydzień nie dotykałam absolutnie niczego. Nie mogłam znaleźć balansu – a ten jest bardzo ważny. Musiałam więc się go nauczyć, zajęło to sporo czasu, ale się udało. Podstawy to samodyscyplina, uporządkowanie, harmonogram. To konieczne, jeśli pragnie się progresu – bo progres opiera się na regularnej pracy. Trzeba przy tym wszystkim znaleźć czas na psychiczny odpoczynek.



Julia, skąd w twoim życiu w ogóle wzięła się muzyka?
W różnych formach pojawiała się jak byłam jeszcze dzieckiem. Zaczęło się od tańca – miałam może 7, może 8 lat, gdy mama zapisała mnie na lekcje hip hopu i jazzu. Wtedy wykształcała się moja wrażliwość muzyczna, rytmiczna.

Urodziłaś się w 2000 roku, należysz do generacji Z. Twoje pokolenie wychowało się z internetem, nie musiało się go uczyć. A ja chciałam cię zapytać o TikToka – narzędzie, którym świetnie się posługujesz i które wyparło wśród 20-latków Instagram. Jak myślisz, dlaczego?
Jako dziecko dużo surfowałam po internecie, oglądałam filmiki i teledyski na YouTubie, początkowa fala influencerów się tam wybiła. Potem pojawił się Instagram, trochę jak połączenie YouTube’a i bloga. Inspirowałam się wtedy blogami, nawet przez chwilę sama bloga prowadziłam. Ale Instagram nie mówił dużo o człowieku. Minęło trochę czasu i wszedł TikTok – połączenie YouTube’a i Instagrama. Ludzie wrzucają tam swoje zdjęcia, opowiadają różne historie, obserwatorzy są akceptujący i otwarci. Apka przechodziła wzloty i upadki. Najpierw nie traktowałam jej poważnie, ale z czasem zaczęłam, bo ma potencjał odkrywania nowych talentów. YouTube nie wybija nowych twórców, od 2005 ma ich mnóstwo, więc nie stara się szukać nowych. TikTok przeciwnie, algorytm sprawnie działa, więc każdy z nas może z dnia na dzień „wybuchnąć”, poczuć czym jest przysłowiowy american dream. Zaczęłam budować tam following, bo wiedziałam że się przyda, gdy będę publikować swój singiel. Problem z Instagramem jest taki, że ludzie cię nie znają, widzą ładne zdjęcie, doceniają ładne ubranie, miejsce. Ale nie usłyszą twojej prawdziwej, pełnej historii. Na TikToku dzielisz się stylem żartu, mówienia, pojawiają się szczerze emocjonalne historie, styl, moda. Wszystko.

Instagram od pewnego czasu stał się tablicą reklamową.
Zgadzam się z tym. Z jednej strony rozumiem ten trend, jest pomocny, gdy ktoś buduje firmę. Ale jednak granica moralności na Instagramie się zatarła. Na TikToku tak bardzo nie jest to jeszcze widoczne.

Powiedziałaś, że założyłaś TikToka, bo myślałaś o powiększeniu publiczności, której mogłabyś pokazać potem swój singiel. Faktycznie TikTok pomógł w twojej karierze?
Tak! Ludzie z każdym kolejnym followem znali mnie coraz bardziej. W momencie, gdy byłam gotowa pokazać im piosenkę, opowiadającą o moim życiu, byli zaciekawieni, bo to było spójne z tym, co do tej pory im przedstawiałam. Poza tym TikTok jest aplikacją muzyczną. Wydaje mi się, że dla młodych twórców to jedyna możliwość wybicia się.

To wszystko brzmi fantastycznie, nie można jednak zapominać, że media społecznościowe mają też swoją ciemną stronę. Doświadczyłaś tego kiedyś?
Jeśli posiadasz silne poczucie własnej wartości, to social media nie wpłyną na zmianę opinii na temat samego siebie. Ale znam ludzi, którzy widząc ładną osobę na tablicy głośno przyznają się do tego, że też chcieliby tak wyglądać – bo inni są świetni, poukładani, wspaniali, a ja? Ja za to staram się być jak najbardziej świadoma, inspiruję, motywuję, obserwatorom przekazuję ten sposób myślenia. Jeśli chodzi o czas spędzony przed ekranem – jest długi i wiem, że nie jest to najzdrowsze. Social media są mocno obecne w moim życiu. Zbliżają mnie do ludzi.




Jeśli posiadasz silne poczucie własnej wartości, to social media nie wpłyną na zmianę opinii na temat samego siebie.

Przed chwilą wspomniałaś, że twoje piosenki opowiadają o twoim życiu. Ale wcale nie zaczynałaś od pisania ich w języku polskim. Zaczęło się od angielskiego…
Dla pokolenia Z angielski stał się językiem, z którym dorastamy, uczymy się go często od 2 roku życia, oglądamy filmy po angielsku. Otaczając się popkulturą amerykańską wyrażanie się w języku angielskim stało się prostsze, nie musiałam uzewnętrzniać się tekstowo i emocjonalnie. Stawiałam pewną językową barierę przed słuchaczami, żeby nie połączyli wszystkich kropek. Poza tym angielski wydawał mi się rytmiczny, płynny. Po polsku pewne słowa brzmią dziwnie, a po angielsku idealnie wpisują się w teksty. Jednak od dwóch-trzech lat piszę tylko po polsku. Tworzę dobrą muzykę po polsku, dla ludzi w Polsce. Nie trzeba wyjeżdżać do Los Angeles, żeby robić coś fajnego.

W twojej muzyce słychać echa amerykańskiej popkultury. Jest w tym coś świeżego na polskim rynku. Jesteś zjawiskiem, podobnie jak była nim dekadę temu Lana del Rey, która miała odwagę strzepnąć cały ten popowy lukier. Ty masz podobną odwagę. Ale robisz to sama. Nie stoją za tobą żadne wielkie koncerny fonograficzne. Skąd bierze się odwaga do przełamywania trendów w muzyce, wideo i tekstach u tak młodej dziewczyny?
Przychodzi naturalnie. Od zawsze byłam buntowniczką. Nie bałam się iść pod prąd. Jestem kreatywna. Nie analizuję, ale robię. Mniej mówię, a więcej działam. Jeśli chodzi o koncerny, nigdy mi się ten pomysł nie podobał. Nie chciałam ubiegać się o kontrakt z wytwórnią, która potem miałaby mnie źle traktować. Nie chciałam wnikać w to środowisko, pozwolić wejść na swoje sumienie, a słyszałam o wielu przykrych sytuacjach. Ucząc się na błędach innych postanowiłam wziąć wszystko w swoje ręce. Być może jest to odwaga, ale nie miałam innego wyboru, choć akurat mi to nie przeszkadzało. Jestem „self-made”. Zapracowałam na wszystko sama. Cieszę się, że nie ma osoby, która stoi nade mną i coś mi każe. Teraz zbudowałam świetny skład managerski, który pilnuje, żeby nikt mi nie dyktował warunków.

A jak to jest odbierane, że ty i management pilnujecie, żeby nikt ci nie wchodził na głowę? Często słyszy się narzekania, że generacja Z ma za wysokie wymagania wobec wszystkich tylko nie wobec siebie i że jest pokoleniem dość bezczelnym, mało pokornym.
Nie oceniałabym naszego pokolenia jako bezczelne, ale świadome siebie, swojej wartości. A przecież ciągle mówi się o tym, żeby znać swoją wartość, nie poddawać się. Bezczelność może wynikać z tego, że wyciągnęliśmy lekcje z życia. To, że jestem młoda nie znaczy, że ktoś mnie może wykorzystywać.

Mam wrażenie, że to odrobiona lekcja pokolenia Z przyglądającego się pokoleniu X i milenialsom. Całe pokolenie 30+ siedzi na kozetkach u psychoanalityków, żeby przepracować zbyt ciężki bagaż, który nałożono mu na głowę, albo samo to zrobiło, a z pewnością na to pozwoliło. Ale jest jeszcze druga strona medalu – pokolenie Z jest pokoleniem świadomym, które wyszło na ulicę i walczy o klimat, ziemię, przyszłość, dobrostan kobiet. Skąd to przebudzenie? Jak myślisz?
Młodzi ludzie obserwują swoich rodziców i wiedzą jak nie chcą żyć. Przebudzenie może wynikać z ciekawości: jak będzie wyglądał mój świat? Czy chcę żyć jak moi rodzice? Wychowano nas w przeświadczeniu, że możemy wszystko. Rodzice sami wspierają dzieci, przez to, że wychowywali się w szarych czasach PRL-u. Mają duży wkład w nasze przebudzenie.

Chciałam cię jeszcze zapytać o klimat. Jeśli chodzi o modę, zwracasz uwagę na tę zrównoważoną? W jaki sposób kupujesz?
Zwracam. Ale świadomość tego, jak wygląda produkcja ubrań, też przyszła do mnie z czasem. To, że wiele osób kupuje w sieciówkach najczęściej wynika z sytuacji finansowej. Choć moje pokolenie radzi sobie z tym super – chodzi po lumpeksach. Uwielbiam to robić, szukam wyjątkowych rzeczy, który nikt inny mieć nie będzie. Lubię marki świadome i vintage.

Co w 2020 roku sprawiło ci największą radość?
Tak wiele rzeczy… Jestem tak pozytywną osobą, że nawet robienie rano matchy sprawia mi przyjemność. Uwielbiam ten cały obrządek. Od roku gram też w szachy. Zaczęłam brać udział w turniejach, chodzę na zajęcia, jest to coś, co wprawia mnie w dobry nastrój, mam satysfakcję widząc postępy. Mój umysł bardzo się rozwija.

Serial „Gambit królowej” pojawił się więc w idealnym czasie.
Uwielbiam ten serial, moi znajomi po jego obejrzeniu chcą ze mną grać. A wcześniej zawsze musiałam ich do tego długo namawiać.

Jakie masz oczekiwania wobec 2021 roku?
Chcę pokazać mój potencjał. To, co pokazałam w 2020 to tylko początek. Mam jeszcze bardzo dużo do zaoferowania. Ludzie widzieli dotąd Julię, która śpiewa „Zakochałam się w nieznajomym”, „Wakacje w Warszawie”, ale nie znają mojej mroczniejszej strony, albo tej bardzo silnej. Chcę pokazać więcej umiejętności tanecznych, aktorskich. Chcę pokazać, jak wiele jeszcze o mnie nie wiecie.

Od zawsze byłam buntowniczką. Nie bałam się iść pod prąd. Jestem kreatywna. Nie analizuję, ale robię. Mniej mówię, a więcej działam. Jeśli chodzi o koncerny, nigdy mi się ten pomysł nie podobał. Nie chciałam ubiegać się o kontrakt z wytwórnią, która potem miałaby mnie źle traktować.

rozmowa: Maja Chitro
zdjęcia: Karol Grygoruk
make-up: Karolina Golis

Sięgnij po więcej komfortowych ubrań